Jesteśmy permanentnie w pracy. Praca się kończy. Te dwa pozornie sprzeczne twierdzenia są jednak prawdziwe. Dzięki zmianom technologicznym w rosnącej liczbie zawodów rozgraniczenie na pracę i czas wolny się zatarło. Dla dużej liczby specjalistów idea tradycyjnego etatu, przesiadywania w biurze, organizacji pracy odeszła w niepamięć. Z drugiej strony spada liczba zawodów dostępnych dla ludzi o średnich kwalifikacjach, wykonujących powtarzalne czynności. Zastępują ich ze znakomitym skutkiem programy komputerowe i proste roboty.
Klasa średnia, która była kołem zamachowym liberalnej demokracji i kapitalizmu, w krajach rozwiniętych się kurczy. Coraz częściej w pośredniaku meldują się tzw. białe kołnierzyki – pracownicy usług, administracji, specjaliści od zarządzania. Gdzie mamy pracować, żeby nasze miejsca pracy nie zostały przeniesione za granicę ani zastąpione przez nowe aplikacje? A jeśli już się tak stanie, to jak sobie z tym poradzić?
Poprzednie rewolucje technologiczne likwidowały jedne miejsca pracy, ale tworzyły kolejne, i to w nadmiarze. Ale zwiększenie produktywności w rezultacie rewolucji internetowej pozwoliło na zastąpienie ludzi technologią wymagającą minimalnej asysty. Wszystko wskazuje na to, że w niedalekiej przyszłości znaczna część populacji z gospodarczego punktu widzenia może się okazać zbędna. Czy czeka nas wówczas społecznie degradujące masowe bezrobocie czy wręcz przeciwnie, dopiero wtedy wyzwolona z przymusu pracy zarobkowej ludzkość w pełni rozkwitnie?
Globalizacja i postęp technologiczny mogą zapowiadać świat bogatszy i wygodniejszy, niż zakładały to najśmielsze marzenia utopistów. Na globalizacji przecież zyskują wszyscy, tyle że nie wszyscy tak samo. To poczucie niesprawiedliwości napędza więc siły, które próbują schować świat do wielu osobnych pudełek.
Ignorowanie ludzi, którzy czują, że ich los wymyka im się spod kontroli, byłoby nie tylko niemoralne, lecz także skrajnie nieodpowiedzialne. Bo kontra ze strony rozwścieczonych obywateli może przybrać nieobliczalne skutki. Oferta rozwiązań musi zostać stworzona przez świat polityki albo zostanie na nim wymuszona.
W Polsce mamy czas na przegrupowanie. Jesteśmy beneficjentem tych samych procesów, które w USA ludzi z trzydziestoletnim doświadczeniem zawodowym posadziły za kasą hipermarketu. Jednak ten czas nie będzie trwać wiecznie. Tanią pracę musimy traktować podobnie jak potęgi wydobywcze traktują swoje zasoby ropy – jako źródło bogactwa cenne, ale ograniczone.
Nasze losy rozstrzygną się w najbliższych kilkunastu latach. Czy zdobędziemy umiejętności dające nam bezprecedensową możliwość oddziaływania (gospodarczego, kulturalnego oraz politycznego) na świat zewnętrzny i środki do tego, żeby ograniczyć negatywne skutki globalizacji dla tych, którzy za nią nie nadążyli, czy też odłożymy w czasie nieuchronne procesy dostosowawcze, boleśnie odczuwając utratę miejsc pracy (które kiedyś sami odebraliśmy krajom wysoko rozwiniętym), i na trwale ulokujemy się na marginesie globalnych procesów, zadowalając się ochłapami z pańskiego stołu oraz posuwając pionki w grze narzuconej przez innych?
Zmianą lepiej jest zarządzać na własnych warunkach, a nie czekać, kiedy stanie się pistoletem przyłożonym nam do głowy.
Tekst jest wstępniakiem do XXIV numeru „LIBERTÉ!” – „Czy praca ma przyszłość?”. Do kupienia w Empikach lub bezpośrednio przez sklep internetowy.