Co dalej? – Liberté! numer XL listopad 2019

Wstępniak do XL numeru Liberte! – Magdalena M. Baran.

Gdy byłam małą dziewczynką, cztero- może pięcioletnią Babcia uszyła dla mnie spódnicę. Miesiącami składała kolorowe szmatki, przykrawała kolejne kwadraciki, a następnie mozolnie zszywała je w przedziwny materiał, który – jak twierdził Dziadek – nie miał prawa się udać. Po co robić z dziecka obdartusa, skoro można wykroić piękny materiał w kropki, paski czy biedronki  i uszyć coś niemal perfekcyjnego, w czym słodka dziewczynka będzie wyglądała jeszcze słodziej. Babcia była jednak uparta (co mam najpewniej po niej), diablo pracowita i spódnicę uszyła. Pamiętam ją doskonale, ba!, przechowują pośród skarbów z dziecinnych lat. Spódnica długa, do ziemi, która przez kolejne lata niejako rosła ze mną, z maxi zmieniając rozmiar na niemal mini. Zachwycająca. Kolory, faktury, tasiemki, masa szmatek, które pozornie do siebie nie pasowały, ale dzięki cierpliwości, miłości i pracy stały się jednym. Stały się pięknem. Stały się wartością. Wtedy to była spódnica z kolorowych szmatek, ale od lat wiem, że Babcia podarowała mi pierwszy w moim życiu patchwork. Ten zaś, w różnych formach, towarzyszy mi do dziś. Patchwork, idea, w którą wierzę. Składanie, dopasowywanie, nie zawsze łatwe przykrawanie różnych, pozornie nie przystających do siebie elementów tak, aby stanowiły całość.

Gdy zatem pytamy „Co dalej?”, a pytanie to powraca echem w kolejnych rozmowach, pytamy o coś więcej niż gotowy, opracowany i sprawdzony wymysł designerów polityki czy spraw społecznych.   Owo „Co dalej?” nie może być również wiecznym powrotem do pytań, zdarzeń, działań, zaniechań i zaniedbań z ostatnich trzydziestu lat, ani rozliczeniem błędów czy nieodrobionych lekcji z dalszej przeszłości, które pchnęły nas w mity, iluzje, fantazmaty, które – w jakimś sensie – nie dały szansy, by wspólnota naprawdę i do końca się u nas wydarzyła. „Co dalej?” to więcej niż przepracowanie traum, posprzątanie po konfliktach czy próby budowania pamięci, narracji, opowieści. Aby wydarzyło się potrzeba czegoś więcej/głębiej…. Albo… 

Bo może jedną z możliwych odpowiedzi jest właśnie ów patchwork, wraz z całym procesem jego powstawania. Moment, w którym umawiamy się na przekształcenie tego, co uwiera w imię jakiegoś dobra. Żebyśmy już nie udawali, nie tkwili w złudnych przekonaniach, nie… Żebyśmy nie mrozili się nawzajem pozorami sielanki i zgody, w którą nie wierzą ani nasi sprzymierzeńcy, ani ci, których chcemy chronić. Przepracowanie, w którym mamy świadomość trudu (a czasem i bólu) ponoszonego przez każdą ze stron, przy jednoczesnym przekonaniu, że owa zmiana (jakkolwiek skomplikowana) jest konieczna. Taki patchwork nie byłby zły. Skoro funkcjonują rodziny patchworkowe to czemu nie pokusić się o patchworkową wspólnotę? 

Ale po kolei. W każdym przypadku rozpruwanie tego, co zastane boli. Boli rozcinanie szwów przyzwyczajeń, przekłamań, obowiązków – faktycznych i wyobrażonych. A przynajmniej myślimy, że boleć będzie… Wychodzenie z politycznych, społecznych czy rodzinnych układów do łatwych nie należy. Jeśli dodać do tego utratę pozycji – lidera, szefa, przewodnika „stada” – robi się jeszcze trudniej. Boli również zszywanie, tworzenie świata, wspólnoty, partii z owych elementów. I znów… docinanie, wbijanie igły, „wpisywanie” innej postaci starego świata w nowy scenariusz, co winien wyłuskiwać dobro z przeszłości, jednocześnie szukając go w tym, co nadchodzi. A skoro potrafimy zrobić to z rodziną, to czemu nie ze wspólnotą, czemu nie z Polską? Bo może w ramach owego „Co dalej?” wyjdzie nam nie tyle „zszywanie Polski”, co właśnie patchwork uszyty z różnych szmatek, pozszywany kolorowymi nićmi, gdzieniegdzie spięty agrafką (gdy musimy dogadać się choć na chwilę), przyłapany fastrygą (by wiedzieć, gdzie później szyć już maszynowo), mocnym szwem, czy na okrętkę (czyli jak mawiała Babcia… na kaczą – nomen omen –  dupę). Wszystko z naparstkiem na palcu – żeby się nie pokłóć. Wycinamy dogmatyzm przekonań, złudzenia wielkości, sny o potędze, brak dobrej woli. Co zostaje… Tak krawiec kroi, jak mu materii staje… ale też tak, jak mu pozwala otwartość i wyobraźnia. I poczucie, że warto. Bez tego pozostaje przeciąganie polskiego „Co dalej?” między opcjami, w swoją stronę, przeciw każdemu. Przeciąganie tak długie, że materia się rozerwie, postrzępi, zniszczy… I już do niczego nie będzie się nadawała. Więc… może patchwork to nie taka zła opcja.

czytaj całość na stronach Liberte!